Jeśli rzeczywiście miłość jest rezonansową harmonią, to można argumentować, że ewolucja jest ewolucją samej miłości. Od pierwszej iskry życia rozpalonej przez falę światła, która nasyciła cząstkę materii na Ziemi, każdy etap ewolucji obejmował dwie rzeczy: większe połączenie i większą świadomość.
Chociaż powinniśmy wystrzegać się komórek antropomorfizujących – one Nienawidzę tego kiedy to robimy – w bardzo ważnym sensie, kiedy pojedyncze komórki łączyły się w wielokomórkowe organizmy, „poddały się” wyższemu poziomowi organizacji i „zgodziły się” żyć w harmonii. Innymi słowy, miłość.
To samo dotyczy jednostek należących do plemion i plemion łączących się jako narody. Na każdym etapie jednostki (lub grupy osób) stawały się świadomy w jaki podłączenia we wspólnocie poprawiłoby ich samopoczucie. Wzorując się na Narodzie Irokezów, założyciele Ameryki zaprojektowali system, w którym poszczególne państwa zrzekły się prawa do zbrojenia się przeciwko sobie. Pomyśl przez chwilę, co oznaczałoby dla państw posiadanie zbrojnych granic i nieuchronność potyczki granicznej. Najwyraźniej dobrobyt Ameryki był częściowo spowodowany brakiem konieczności wydawania cennych zasobów na obronę przed innymi Amerykanami.
Wyobraź sobie w skali światowej, co moglibyśmy zrobić z bilionami dolarów, które wydajemy na broń. Z pewnością można wysunąć argument, że chociaż zdecydowana większość z nas może kochać pokój, nadal musielibyśmy bronić się przed tymi, którzy tego nie robią. To prawda. Jednak zbyt często jesteśmy mobilizowani przez naszych „przywódców” przeciwko domniemanemu wrogowi, podczas gdy w rzeczywistości prawdziwym „wrogiem” jest pole przekonań, które wzmacniają brak miłości, oraz zwodniczych przywódców, którzy manipulują tym polem.